Roman Spandowski – Absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, Wydz. Filologii Polskiej i Klasycznej (1977). W III 1968 uczestnik wieców studenckich na UMK. 1971-1986 pracownik naukowo-techniczny, następnie adiunkt w Instytucie Badań Literackich PAN. https://www.google.com/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=&cad=rja&uact=8&ved=2ahUKEwjroM7C5eH6AhXxtYsKHVmhD04QFnoECA4QAQ&url=https%3A%2F%2Fencysol.pl%2Fes%2Fencyklopedia%2Fbiogramy%2F18771%2CSpandowski-Roman.html&usg=AOvVaw3ZSscIu6VRxwfSMN3Rztyn
Jarosław Kaczyński jest teraz poważnym problemem dla Europy jako polityczny starzec specjalnej troski. Z uniesioną głową kontynuuje tradycję kremlowskiej gerontokracji ze schyłku ZSRR.
Pamiętam, jak po kolejnych zgonach Breżniewa i Andropowa zczezł też wkrótce ich równolatek Czernienko i jak poinformowałem o tym mojego ówczesnego szefa, ten odpowiedział: „To zaczyna być nudne”.
Za polityczną nudą możemy tylko tęsknić. Kaczyński niestety żyje nadal. Jego zgrzybiałość postrzegamy coraz dotkliwiej wraz z całą Europą, której chcieliśmy i dalej chcemy być integralną częścią.
Stary kawaler o zagadkowej orientacji (a może też tożsamości) seksualnej, którego naprawdę żywe emocje ograniczały się tylko do mamusi, póki co, może też brata, a na pewno do kolejnych kotów, niemający zielonego pojęcia o trywialnej codzienności – jedzenie, pranie, sprzątanie, sąsiedztwo, a przede wszystkim rodzina – mógł zostać kimś w polityce w czasie przełomu ustrojowego. I został. Co prawda, jego zasługi w stanie wojennym nie były widowiskowe, więc może nie miał aż takiego mandatu, jak jego brat, ale pal licho! W końcu historyczne zasługi są niekonieczne w wartościowej i skutecznej działalności politycznej. Nawet jak się swoją prehistorię liftinguje na użytek aktualiów. Nawet zmiany poglądów nie były w stanie zaszkodzić politycznej reputacji kiedyś (Aristide Briand powiedział, że tylko krowa nie zmienia poglądów), a co dopiero teraz. Byle się tylko trzymać jakiejś jednej i zrozumiałej linii. W detalach, niekiedy nawet nie tak detalicznych, można było poholendrować, ale nie wbrew samej istocie demokratycznej i wolnorynkowej rzeczy. Tego się oczekuje ciągle w krajach zastarzałej, a więc dojrzałej demokracji. Choć i tam niespodzianek nie brak. Ale takie niespodzianki są tam zawsze okrutnie recenzowane przez tradycyjnych demokratów. A to oni mimo wszystko są sednem tamtejszego systemu politycznego. Póki co.
Ale na tamtejszy porządek pracowały stulecia normalnych procesów społecznych – politycznych, ekonomicznych, kulturowych – i nie na skróty. Cena społeczna, owszem, była spora. Ale chyba warta obecnego efektu, skoro tyle ludzi i ludów spoza tego kręgu widzi w cywilizacji europejskiej (teraz już raczej euroamerykańskiej) coś w rodzaju świeckiego raju. A liberalna Euroameryka nie broni im programowo dostępu do świata własnych osiągnięć, choć próbuje go reglamentować. Kociokwik moralno-pragmatyczny. Bo z jednej strony etyczne założenia oświecenia – czyli wszyscy są równi i są (a raczej powinni być) braćmi, a z drugiej – historyczny, ale też oświeceniowo-romantyczny mit ojczyzny, narodu, swojskości jako czegoś ueber alles – czyli zaprzeczenie na rzecz egoizmu plemiennego idei oświeceniowej (ale i nowotestamentowej) powszechnego braterstwa ludzi i miłości jako najwyższej cnoty.
Tu pozwolę sobie walnąć źródłowo. I to nie oświeceniowymi tekstami, ale Nowym Testamentem. A więc – etyczne nauki świętej księgi chrześcijan są skierowane do każdego pojedynczego człowieka i do wszystkich ludzi. O narodach NT nic nie mówi. Paweł z Tarsu w liście do Galatów (3/28) pisze: „Nie ma Greka ani Żyda, […] bo wszyscy jesteście w Jezusie Chrystusie”. Co do naczelnego w chrześcijaństwie przykazania miłości: „Będziesz kochał bliźniego swego jak siebie samego” – patrz w ewangeliach synoptycznych: Mateusz 22/39, Marek 12/31, Łukasz 10/27, a u Jana 15/17: „Nowe przykazanie daję wam, żebyście się wzajemnie kochali”. A wszystko na starotestamentowej podstawie (Księga Kapłańska 19/18). Plus wspaniałe i moralnie, i poetycko podsumowanie u Pawła w pierwszym liście do koryntczyków (13/1-13, a zwłaszcza ostatni wers), czyli w tzw. hymnie do miłości, który jest dla mnie jednym z najwspanialszych tekstów, jakie kiedykolwiek zostały napisane. Czyli miłość do bliźniego, a tym bliźnim jest wszak każdy inny człowiek, ma być sednem, istotą, kwintesencją chrześcijaństwa.
To skąd tyle nienawiści do wszelkich INNYCH – pochodzeniem etnicznym, wyznaniem, kolorem skóry – na użytek zewnętrzny, a na tylko wewnętrzny – religijnymi, politycznymi, ideowymi lub estetycznymi przekonaniami czy stosunkiem do seksualności bądź co bądź głównie własnej i przez siebie niewybieralnej? To pytanie oczywiście jest do całej polskiej tzw. prawicy i odpowiedzi nie oczekuję, bo jestem do bólu świadom karykaturalnego wręcz ubóstwa umysłowego tej formacji. Ale prezes mię interesuje nie tylko jako główny politycznie rozgrywający. Jest sam w sobie zjawiskiem. Teraz co prawda raczej kabaretowo-cyrkowym, ale dawno temu we Włoszech Mussolini też był takim. Przynajmniej po fakcie (czyli żałosnej klęsce włoskiego stawania z kolan po I wojnie światowej). Nie, Kaczyńskiemu los Duce nie będzie pisany. Żaden antypisowski partyzant go nie powiesi. Znaj proporcję, mociumpanie.
Mussolini był jednak kimś w polityce światowej, a jego fantazmaty nie były takie wtedy poważnie odosobnione – naród jako byt społeczny nade wszystko, państwo jako jedyny tegoż narodu wyraziciel, gospodarka narodowa, czyli państwowa. Zatem naród, państwo i wódz jest jednią. Mussoliniemu specjalnie nie wyszło, ale powyższą zasadę znamy z Niemiec Hitlera: „Ein Volk, ein Reich, ein Fuehrer” narody. Hitlerowi per saldo też nie wyszło.
Pytanie – czemu tamtym nie wyszło, choć chcieli reprezentować spore i zasobne historią i ekonomią narody, ale ciągle próbują tego rozmaite kacątka i barachła politycznego planktonu Europy, które się powinny cieszyć, że wreszcie dołączyły do cywilizacyjnego korpusu jako partnerzy – bo po wielu fatalnych wiekach się nadarzyła wreszcie okazja do bycia w Europie jak w rodzinie. Oczywiście II wojna światowa była tu lekcją najistotniejszą. Oby nie było jeszcze istotniejszej.
Nie mam ochoty psychologizować Kaczyńskiego. Jest oczywistością, że jest to człek absolutnie wyalienowany z jakichkolwiek społecznych norm. Dobrze że wie, jak się posługiwać nożem i widelcem (wcale niewynalezionym przez Polaków) przy stole oraz papierem toaletowym w kiblu. Ale do tego się chyba teraz ogranicza jego zdolność percepcji i adaptacji. Z wiekiem – nie da się ukryć, coraz bardziej podeszłym – swoje ewentualne zdolności wytraca. Cóż, przyroda nas uczy, że nieużywane organa zanikają. Na naszych oczach wiele już zanikło. I wcale nie mówię o postępującym łupieżu, czy cofającej się możności trzymania moczu w miejscach publicznych.
Rezerwuję sobie jednak jeszcze parę kwestii ideologicznych PiSuarów. Ze stosunkiem do seksualności na czele.
Stefek albo Wandzia
15 października 2022 — 10:57
Ależ kocopoły okraszone niesamowitym chamstwem.
Sobieski, ten sam co zawsze
15 października 2022 — 16:55
Nic nowego. Dywagacje i niestety mało ciekawe. Porównywanie schyłku ZSRR z faszyzmem w Polsce? Czasy są inne. Może coś Pan stworzy na temat przeszłorocznych wyborów parlamentarnych? Oddadzą władzę czy będą się jej trzymali krwawo? Czy nastąpi etap jawnej dyktatury? Kaczyński jest stary i któregoś dnia „zczeźnie” (jak Pan to napisał) i dopiero dojdą do głosu Sasiny, Ziobry, Karczewskie i inne niezaspokojone, młode (stosunkowo), niewyżyte politycznie czy raczej politykierski, betony. Ci tak szybko nie umrą jak Czernienko po Breżniewie. Kto ich zatrzyma, jeśli zabraknie Kaczyńskiego. Bajka o rozpadzie PiS, to raczej bajka…
Kodziarz, ten sam co zawsze.
12 stycznia 2023 — 09:33
Wiertełko, nie to co twoje bajki w Echach Społecznych…
Roman Spandowski
26 lutego 2023 — 01:47
Odpowiem grubo po czasie, sorry.
1) Że czasy inne? Cóż. Ale objawy podobne.
2) Coś o przyszłych wyborach i ich wyniku? Nie jestem prorokiem. Nawet nie podejrzewam. Owszem, wiem, czego bym chciał. Ale pobożne życzenia to za mało.
3) Co do losu PiS po odejściu Kaczyńskiego (w jakikolwiek sposób) to jestem nadal pewny tego, co napisałem. Typowa partia wodzowsko-zamordystyczna. W tej chwili tylko sam Kaczor to wszystko spina, choć już widać, że z coraz większym trudem. Jak go zabraknie, cała zgraja rzuci się sobie do gardeł. Na co liczę.