Roman Spandowski
Jakiś czas temu usłyszałem z ust prezesa narodu, że największym naszym niebezpieczeństwem jest lewica – poczynając od postsowieckiej lewicy Rosji Putina. Ręce, nogi i wszystkie inne członki opadają. Czy ja naprawdę chcę jeszcze być polskim intelektualistą? Bo przywykłem, że w gronie intelektualistów posługujemy się z dawna uzgodnionym językiem naukowym, powszechnie i zgodnie uznanymi pojęciami, a to wszystko zakłada obustronną dobrą wolę dyskutantów. O naukowej uczciwości nie wspominając. Czyli zero kretyńskiej politycznej propagandy.
Czym jest lewica i prawica? Nieraz o tym pisałem. A wychodzi na to, że ciągle za mało. Na razie jednak przyjmijmy pewne minimum poznawcze. Lewica jest progresywna obyczajowo, niespecjalnie sympatyzuje z religijnością, woli odwoływać się do nauki, do dawnej historii jest zorientowana krytycznie, ze szczególnym uwzględnieniem nacjonalizmu i imperializmu. Prawica oczywiście na odwrót.
Co Putin może mieć wspólnego z lewicą? W kwestii stosunku do wszystkiego, co się tyczy seksualiów, ze szczególnym uwzględnieniem ludzi LGBT, jest tożsamy z PiSem i Orbanem. Reklamuje się jako prawosławny religiant. W dziedzinie nauki jest jeszcze gorszy od Czarnka (choć dziwnie to może zabrzmieć). Rosyjska mitologia dziejowa w jego wykonaniu też bije Glińskiego (jw.). Barbarzyński imperializm rosyjski widzimy od przeszło roku w akcji na Ukrainie. Poza tym Putin mniej lub bardziej jawnie wspiera Marine Le Pen, Savianiego, Alternative fuer Deutschland i innych takich. Był głęboko rozczarowany (PiS też) klęską Trumpa w USA. O czym więc mowa?
W mitologii Starego Testamentu pychę ludzie budujących konkurencyjną wobec samego Jahwe wieżę Babel ów Jahwe pokarał pomieszaniem języków. Na naszym ziemskim padole lokalni konkurenci psują język na własny rachunek. Na nasz niestety też.
Ale ja ciągle wierzę w demokrację. I że będą spisane czyny i rozmowy.