Autor: Roman Spandowski
W dwóch ważnych oświadczeniach polskiego rządu w ciągu ostatnich miesięcy znajduję rzeczy mię niepokojące.
W styczniu premier Tusk wypowiedział się kategorycznie przeciwko obowiązkowej w ramach Unii relokacji nielegalnych imigrantów, w tym w Polsce. Uważam to za wstrętną hipokryzję. Dotąd potępialiśmy nieludzkie pushbacki przez PiSowskich funkcjonariuszy na ufortyfikowanej a la linia Maginota dla ubogich granicy z Białorusią. Coś zmieniło się od tej pory? Z moralnego punktu widzenia nic. A to chyba powinno wystarczyć. Ze względów pragmatycznych też nic. Potrzeba nam nowych pracowników, bo się wyludniamy i starzejemy, jak i reszta zachodu. Tu nie ma miejsca na nacjonalistyczne uprzedzenia. Wśród nawet tych nielegalnych imigrantów możemy znaleźć odpowiednie kadry. Owszem, mało to etyczne, bo w ten sposób drenujemy społeczności będące w znacznie gorszej sytuacji niż my. Ale na tej samej zasadzie wielu Polaków w latach 80. i 90. wzbogaciło potencjał krajów od nas zamożniejszych.
Poza tym unijna dyrektywa relokacyjna przewidywała dla Polski ledwie 2000 imigrantów. W tym czasie handlujący polskimi wizami rząd PiSu wpuścił do nas ok. ćwierć miliona cudzoziemców, z których tylko ułameczek pozostał w kraju. Z reszty zrobiliśmy nietrafiony prezent dla bogatszych krajów Unii. Ot, solidarność. A gdzie ta prawdziwa solidarność? Koszty migracji ludzi od biedy i wojen mają ponosić tylko kraje frontowe, czyli Włochy, Francja, Hiszpania czy Grecja? A przecież w sensie tylko technicznym moglibyśmy się od tej nakazanej relokacji wymigać argumentem ukraińskim. Moralne by to nie było, ale zrozumiałe. Ową wypowiedź Tuska pojmuję jako paskudny gest wobec twardego elektoratu PiSu.
Plus rzecz bardziej aktualna. Minister Sikorski w swym expose oświadczył, że sprawa reparacji wojennych od Niemiec jest definitywnie zamknięta, ale polski rząd będzie próbował uzyskać formę zadośćuczynienia, która by Polaków przekonała, że Niemcy na poważnie żałują tego, co ich przodkowie robili w Polsce podczas II wś. Z jednej strony chwała mu za to, że nazwał prawne sedno kwestii po imieniu – że to już niemożliwe. Z drugiej strony jednak zagrał nacjonalistycznie, sugerując jakieś dalsze niemieckie obowiązki ekspiacyjne, czy to symboliczne, czy finansowe. Nie rozumiem tego. Jeśli chodzi o symbolikę, to od dekad Niemcy nie szczędzą popiołu na swych głowach za winy III Rzeszy. Co do finansów – na budynku IBL PAN w Toruniu przy Piekarach, gdzie długo pracowałem, jest tabliczka, że ów dom został wyremontowany dzięki nakładom Republiki Federalnej. Widziałem w Polsce więcej takich tabliczek. Plus wsparcie poszkodowanym przez III Rzeszę. Ale co najważniejsze – Niemcy nigdy nie użyły jako argumentu przeciwko nam, że po wojnie uzyskaliśmy 20% ich terytorium. Owszem, po zniszczeniach wojennych. Ale łatwiej odbudowywać niż budować od podstaw. Okrutnie jest powiedzieć – ekonomicznie po powojennej zmianie granic Polska tylko zyskała. Zatem expose Sikorskiego też rozumiem jako grę polityczną wobec PiSuarów.
Ale ogólnie rzecz biorąc ciągle entuzjastycznie odbieram politykę obecnego rządu.