🇺🇦  🇺🇦

Uff, wreszcie mogę spokojnie powiedzieć to, co od dawna już czuję – nie lubię Rosji. Nigdy dotąd tego oficjalnie nie oświadczyłem, bo bałem się oskarżeń o zaślepioną rusofobię ze strony innych. Ale  wciąż  także dręczyły mię własne kulturowo-polityczne wątpliwości.

A dogłębnie się czuję członkiem europejskiej, ponadnarodowej kultury. I doskonale wiem dlaczego. Bo:

1) człowiek jest miarą wszystkiego (to włoski renesans),

2) człowiek jako obywatel jest podstawą etnosu, jeśli etnos ów chce być społeczeństwem,

3) język tudzież religia dotychczasowego etnosu nie muszą być podstawowym fundamentem nowego społeczeństwa,

4) społeczeństwo w odróżnieniu od etnosu jest oparte istotnie o obywatelstwo jako ideę przewodnią miast nacjonalistycznej ideologii oraz religii, która się jej podporządkowała, szukając wsparcia w państwie w realizacji swoich pomysłów społecznych,

5) konflikt między nowoczesną wizją państwa demokratycznego a archaiczną państwa nacjonalistycznego oglądamy teraz w wersji wyjątkowo drastycznej na ekranach telewizorów.

Szkoda, że mieszkańcy Federacji Rosyjskiej (nie obywatele, bo tych tam o wiele za mało) tego nie mogą zobaczyć. Prysłyby wtedy ich wszelkie ułudy co do swojego (czy naprawdę?) państwa. Bo to państwo jest zbójeckie, a ci Rosjanie, którzy nie chcą tego uznać, się po stronie zbójeckiej faktycznie angażują i ją uprawomocniają. Dobrowolnie, bo nikt ich do tego nie zmuszał. A jeśli nawet nakłaniał, wystarczałoby uruchomić podstawowy każdemu pono mechanizm uczciwości. Bohaterstwo nie jest obowiązkiem każdego człowieka, ale tchórzostwo, zwłaszcza nadgorliwe, jest w stanie zabagnić każdą biografię.

Owe sprzeczności między postulatami moralności indywidualnej a ogólnospołecznej, a przede wszystkim brutalnie państwowej, musiały bezwzględnie gdzieś i kiedyś wybuchnąć.

Choć to nie był ich debiut. Cała II wojna światowa tu świadkiem. Ale i wtedy różnym po obu frontach. Zachód walczył o WOLNY ŚWIAT, dla Sojuza to była Wojna Ojczyźniana, na miarę tej z Napoleonem w 1811-12 r. Notabene tego samego zabiegu językowo-propagandowego użył wtedy Goebbels, nazywając ten zbrojny konflikt także w odniesieniu do epoki napoleońskiej Niemiecką Wojną o Wolność. Dla ówczesnej ścisłości- Wielkoniemiecką.

Nie mam żadnych problemów ze swoim stosunkiem do Niemców i Niemiec jako państwa. Jednych i drugich uważam, że ich odpowiedzialność za – było nie było – odległą przeszłość się już przedawniła. Zapłacili za to choćby utratą jednej piątej swojego terytorium na rzecz Polski. Czy któryś z PiS-uarów chciałby teraz kwestionować polskość Wrocławia czy Szczecina? Tak np. A powojenne pokolenia Niemców słały w latach 80-tych niezliczone transporty humanitarnych darów do zgnębionych stanem wojennym Polaków.

Teraz my pomagamy Ukraińcom. Nie jest moją programową ambicją być dumnym z moich rodaków. Za często się rozczarowywałem. Ale teraz się tak czuję.

Nie czytałem dzieł Szewczenki. Teraz wstyd mi. Obiecuję, że przeczytam. We Lwowie widziałem polskie miasto, niesłusznie utracone. Teraz wstyd mi. Obiecuję poznawać Lwów ukraiński do skutku. Obiecuję już nie mieć żadnego paternalizmu do Ukraińców. Jeśli go jakoś miałem, to się bardzo go wstydzę. Wiem, że teraz wiele nie mogę, co mię boli. Ale zrobię wszystko, co mogę i będę mógł, żeby ukraińskim braciom dopomóc. Ukraina i jej obrońcy to teraz nasze i europejskie Westerplatte.    Sława Ukrajini!  Sława Ukrajani!

Szcze ne wmerła Ukrajina!!!

Udostępnij: