Autor: Roman Spandowski
Ktoś niedawno na moją propozycję, by przed frontem Książnicy Miejskiej stanął obok pomnika Lindego pomnik Strobanda, się oburzył. No bo jak, przecież to Niemiec. A co niemieckie, to wraże. Ale na tej zasadzie w Toruniu nie powinno być też pomnika Kopernika (ani jego kultu), a i Lindego też. Bo obaj wywodzili się z językowej i kulturowej niemieckości. We wciskanej nam do głów koncepcji patriotyzmu a la PiS tak powinno być. Ale z historyczną rzeczywistością to nie ma nic wspólnego. Wyobraźmy sobie współczesnych Litwinów, którzy by chcieli wykasować większość swojej tradycji cywilizacyjnej (zwłaszcza w Wilnie), bo jest polskojęzyczna, albo ją wrogo zawłaszczyć. Podobałoby się to wam? Chyba że jesteście zdania, że się Litwinom nic nie należy, bo Litwa była zawsze tylko polska. Ale podobnie uważali też niemieccy nacjonaliści przed II wś. o polskim zachodzie. W obecnych Niemczech to jest zupełnie nie do pomyślenia. Bo Niemcy stały (i stali) się normalne (i normalni). Czas, żebyśmy my też.
Państwa bałtyckie uzyskały niepodległość po I wś. Tylko Litwa z nich miała jakieś tradycje państwowe. Ale w cieniu Polski, która w obrębie Rzplitej ją językowo i cywilizacyjnie zdominowała. Łotwa i Estonia nie miały takich możliwości. Wyłoniły się one jako narody dopiero co, przedtem będąc w cieniu niemieckości, polskości, szwedzkości czy rosyjskości. O ich odrębną językową tożsamość zabiegali tam uczciwi miejscowi niemieckojęzyczni luteranie. Notabene o prawa polskiego języka w niemieckojęzycznym Toruniu zabiegali też tacy. Wystarczy wspomnieć Efraima Oloffa, wykładowcę toruńskiego gimnazjum akademickiego, a faktycznie już uniwersytetu. Obecni Łotysze i Estończycy jakoś się nie reklamują ksenofobią i zakłamywaniem swej historii. Litwini owszem. Ale są oni dziejowo młodsi od nas, więc czemu by mieli być od nas dojrzalsi? Osobiście byłbym szczęśliwy, gdyby Litwini uznali Mickiewicza też za swojego narodowego poetę. W końcu to on napisał: ”Litwo, ojczyzno moja”. Litewski hymn państwowy (pióra Vincasa Kudirki z 1895 r.) zaczyna się od słów: „Litwo, ojczyzno nasza”.
Związek z Mickiewiczem chyba oczywisty.
Inne państwo bałtyckie, znacznie większe oraz politycznie i ekonomicznie znaczniejsze od Litwy, Łotwy i Estonii, czyli Finlandia. Też nigdy przedtem nie miała własnej państwowości. Wcześnie podbita i dominowana kulturalnie i językowo przez Szwedów. W 1809 r. dostała się pod panowanie rosyjskie z bardzo szeroką autonomią jako Wielkie Księstwo z carem jako wielkim księciem. Finowie nie byli objęci rosyjskim przymusem rekruckim. W 1860 r. rosyjskie ruble zostały tam zastąpione fińskimi markkami (obowiązującymi do momentu wprowadzenia euro). W 1863 r. car Aleksander II zrównał w Finlandii w prawach język fiński z dotąd obowiązującym szwedzkim. W dzisiejszej Finlandii są dwa języki państwowe – fiński i szwedzki ze względu na sporą szwedzką mniejszość. I tak np. w stolicy, czyli w Helsinkach (po szwedzku Helsingfors) wszystkie toponimy są dwujęzyczne. Dodam jeszcze – fiński bohater narodowy, generał Mannerheim, który obronił Finlandię przed okupacją sowiecką w 1940 r. (jego miano ma główna ulica Helsinek) – był szwedzkojęzyczny, ponadto mówił po niemiecku, rosyjsku (bo był przedtem wysokim oficerem w carskiej armii), a nawet po polsku (bo stacjonował w Kaliszu). Ale po fińsku nie. Szwedofinem był największy fiński kompozytor Sibelius, po szwedzku pisała swoje prześliczne rzeczy o Muminkach Tove Jansson.
Finowie jakoś żyją bez antyszwedzkich kompleksów. Ba, co więcej i skandaliczniej – na centralnym Helsinek placu Senackim stoi do dziś pomnik cara Aleksandra II. Można więc i tak. Lepiej więc gruntownie przemyśleć i przewartościować swoje dotychczasowe uprzedzenia narodowe. Choćby z tego powodu, by nie stać się śmiesznym. Parę jeszcze innych argumentów? Oto i one.
Twórcą nowożytnej Anglii był sfrancuziały Norman – Wilhelm Zdobywca. Zainstalowane przez niego tam francuskojęzyczne elity narzuciły Anglii francuszczyznę jako język urzędowy aż do XV w. Ślady po tym w języku angielskim i cywilizacji angielskiej można liczyć w tysiącach. Jakoś nikomu jednak tam nie przyszło do głowy odfrancuziać Anglię, czyli – wg PiSowskiego żargonu – renacjonalizować. Napoleon Bonaparte urodził się jako włoskojęzyczny Korsykanin. Czy to ma jakieś znaczenie dla Francuzów?
Z naszego podwórka – Jagiełło był z urodzenia Litwinem (po lit. Jogaila), językiem jego dzieciństwa był raczej ruski (jego matką była córką księcia Tweru), a i później chyba też, bo język starobiałoruski już się stał urzędowym w praktyce językiem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Czy Jagiełło jest przez to mniej polskim królem i postacią z polskiej patriotycznej tradycji?
Czy odrzucimy arcydzieło gotyckiego snycerstwa w Polsce, czyli maryjny ołtarz w kościele mariackim w Krakowie, bo jego twórca, czyli Veit Stoss (u nas zwany Witem Stwoszem) to niekwestionowany Niemiec? Czy odrzucimy również krakowską tradycję lajkonika, skoro etymologia tego wyrazu odsyła nas znów do Niemiec? Czy odrzucimy też w całości miejską tradycję, bo wszystkie co dawniejsze miasta Polski były lokowane na niemieckich prawach i obowiązkowo gdziekolwiek przez niemieckojęzycznych zasadźców i pierwszych osadników? Czy mamy wzgardzić praktycznie całym naszym historycznym
dorobkiem kulturalnym, skoro jest on dziełem w ogromnej większości nie-Polaków, w tym głównie Niemców?
Czy mamy zapomnieć o Gdańsku, a i Toruniu? O Elblągu, Szczecinie i Wrocławiu nawet nie wspomnę. Tylko dlatego że nie Polacy je budowali, a ich populacje nie były polskojęzyczne? A mogłyby się takimi stać (tu wcześniejszy przykład konwersji z niemieckości do francuskości Strasburga), gdyby Polska dysponowała efektownymi, a przede wszystkim efektywnymi atutami cywilizacyjnymi. Czy wg odgórnych wzorców mam swój polski patriotyzm opierać na dumie? Ale z czego? Czy z jakiejś uznanej przez wszystkich odkrywczości, a przynajmniej innowacyjności mojego narodu? Wolne żarty. Byliśmy w naszych dziejach na ogół konsumentami cudzych osiągnięć. I tu paradoks – jedynym znaczącym w średniowieczu jednoznacznie polskim uczonym był XIII-wieczny Ślązak Witelo (pół-Polak, pół-Niemiec), prekursor nowożytnej optyki, ale i psychiatrii. Tylko on w tamtych czasach pisał o Śląsku jako o części Polski. Kopernik o Pomorzu tak się nigdy nie wyraził.
W późniejszej nauce polskiej (a Śląsk był już dawno poza Polską) o europejskim znaczeniu możemy mówić o Koperniku (nie będę do niego już wracał), a wkrótce potem o zupełnie wyjątkowym w skali Europy polityczno-ustrojowym manifeście Andrzeja Frycza Modrzewskiego pt. „De republica emendanda” (tytuł skrócony), wydanym po łacinie (jak wcześniej dzieło Kopernika), by dotarło do intelektualnych elit Europy w okresie renesansowo-reformacyjnych zawichrowań.
Parę słów o tym traktacie, bo warto. Został wydany w 1551 r. w Krakowie, co zaświadcza jeszcze ważną rolę Krakowa w ówczesnej nauce europejskiej. Jeszcze. Mogłoby się wydawać, że chodzi tu o kolejną ideologiczną, czyli wymarzoną ponad dotychczasową marną rzeczywistość utopię typu „Państwa” („Politeia”) Platona z ok. 380 r. pne., „O państwie bożym” („De civitate Dei”) Augustyna z 426 r. ne., „Utopii” (tytuł skrócony) Tomasza Morusa z 1516 r. czy późniejszego już „Państwa słońca” („La citta del sole”) Campanelli z 1602 r. Nie. Traktat Modrzewskiego był konkretnym projektem ustrojowym, opublikowanym w momencie, kiedy jeszcze wszystko się zdawało możliwe do urzeczywistnienia, czyli w okresie jakże twórczego zamętu renesansowo-reformacyjnego. Poza tym, sam autor był plebejuszem, czyli miał powody do buntu wobec zastanej rzeczywistości, ale jeszcze mógł mieć nadzieje, że jego głos (i to opublikowany!) nie będzie wołał na puszczy. Niemniej jednak w wydaniu krakowskim zabrakło dwóch ksiąg: „O kościele” („De ecclesia”) i „O szkole” („De schola”) z powodów cenzuralnych (plus jeszcze pewne negatywne interwencje w tekst skądinąd do druku dopuszczony). Za cenzuralne zabiegi odpowiadała Akademia Krakowska jako z urzędu do tego zobligowana, ale w tle był gwiazdor polskiej kontrreformacji – kardynał Hozjusz. To taki Czarnek tamtych czasów. Jakie czasy, taki Hozjusz. W końcu kiedyś był Skarga, a ostatnio Pawłowiczówna.
Przetłumaczył na polski dzieło Modrzewskiego w 1577 r. Cyprian Bazylik, ale bez księgi „O kościele”. Kontrreformacja miała już wiatr w żagle. Wkrótce potem rozpłynął się w nicości dawny autorytet naukowy Akademii Krakowskiej i krakowskiego rynku wydawniczego. Niczym nie zasłużyły się dla europejskiej nauki jezuickie akademie w Wilnie (zał. w 1579 r.) i we Lwowie (zał. w 1661 r.). Znacznie dłużej trzymała europejski fason protestanckie gimnazjum akademickie w Toruniu. We wszystkich tych uczelniach językiem wykładowym była łacina, ale w toruńskiej był lektorat języka polskiego. Bo dla jej studentów był to drugi język, nie zawsze najlepiej znany.
Od XVIII w. coraz więcej mających twórcze ambicje torunian wyjeżdżało z miasta, które powoli dogorywało (jak zresztą cała Rzplita). Niektórzy do Rzeszy, jak np. Semmering (jeden z pionierów telegrafu), ale chyba więcej do Warszawy, stolicy państwa, jednego z większych miast Europy, rysującej atrakcyjne perspektywy dla prowincjuszy. Ale tych prowincjuszy ściągała Warszawa nie tylko chyba wielkomiejskością, i tak nieporównywalną ze znaczącymi miastami na zachód od nas. Zakładam, że wielu z nich utożsamiało się z już Polską i polskością, nawet jeżeli nie najlepiej jeszcze władali polszczyzną.
W następnej części cyklu chcę poświęcić więcej uwagi takim właśnie ludziom. W porządku chronologicznym, bo to on zaświadcza o rodzących się wtedy nowych sentymentach społecznych dotychczas niemieckojęzycznych torunian – czyli powstawaniu wśród nich świadomej polskości i przywiązania doń. Jakże nie nazwać tego patriotyzmem?
A konkretnie będzie mi chodziło o Efraima Szregiera – architekta, Samuela Bogumiła Lindego – leksykografa, Michała Hubego – matematyka i Fryderyka Skarbka – prawnika, ekonomisty i polityka. Żaden z nich nie miał w sobie polskiej krwi w nadmiarze. Ale cóż, skoro tak wspaniały Polak I poł. XIX w. jak Joachim Lelewel sam o sobie pisał, że w jego żyłach nie ma ani jednej kropli polskiej krwi.
Ale „krew i ziemia (Blut und Boden)” to było wyznanie nacjonalistycznej wiary hitleryzmu.