Roman Spandowski
Przed wyborami w 2015 r. niejaka damulka z broszką zaistniała w mediach dzięki hasłu „Polska w ruinie”. No cóż, kampanie polityczne trudno rozpatrywać w kategoriach etycznych. A w estetycznych jeszcze trudniej.
Polska pod przedpisowskimi rządami była prymusem wśród środkowoeuropejskich nuworyszy w UE. Była widoczna nie tylko na salonach, ale także w cichych – choć wpływowych – gabinetach brukselskiej biurokracji. Przypomnijmy sobie ówczesnych polskich komisarzy w KE – Danutę Huebner, Janusza Lewandowskiego, Elżbietę Bieńkowską, ich charyzmę i skuteczność, w tym również dla Polski.
Tu chciałbym z całą mocą przypomnieć, że parlamentaryzm jako jedna z istot demokracji nie polega na bezmyślnym służeniu interesom swojego partykularza. Parlamentarzysta ma być ponad. Co wcale nie znaczy, że wbrew. Bo jak się uzna, że interesy ogólne są najważniejsze, to się i zrozumie, że i mała ojczyzna na tym zyska. Przedstawicielski partykularyzm, tak powszechny w I Rzplitej, był jednym z istotniejszych powodów jej upadku.
Pamiętamy po ostatnich wyborach do PE serię żenujących klęsk damulki z broszką kandydującej do KE. Oraz podobną Janusza Wojciechowskigo, który komisarzem ds. rolnictwa stał się dopiero za trzecim razem, bo się nie popisał ani swoją angielszczyzną, ani – co ważniejsze – wiedzą w dziedzinie rolnictwa. A został tylko dlatego, że rozdzielnik KE przewidywał w tej kadencji jakiegoś Polaka. Więc został nim Polak byle jaki, a jego bylejakość uwidoczniła się szczególnie w trakcie skandalu o tranzyt ukraińskiego przez Polskę, które to zboże jakoś dziwnie w Polskę wsiąkało na pohybel polskich rolników.
Po rozdawnictwie zblatowanym przez władzę gminom tzw. kartonowych czeków (z braku pieniędzy z UE) pojawił się kontrslogan wobec „Polski w ruinie” – „Polska z kartonu”. Siostrzeniec Morawieckiego, bojownik o prawa ludzi LGBT, ukuł następny kontrslogan – „Polska z tektury”. Po serii ostatnich skandali z trafianiem na polskie niebo złowrogich przesyłek ze wschodu, wobec których polskie państwo okazało się nie tylko bezsilne, ale też kompromitujące bezradne nawet w kwestii ustalenia odpowiedzialności za okazaną wewnętrzną niekompetencję, co jeszcze można powiedzieć?
Jesteśmy enfant terrible Europy i NATO. Że razem z Węgrami – cóż za pocieszenie? Mamy rekordową w UE inflację. Że Węgry mają od nas jeszcze większą – cóż za pocieszenie? Ciągle balansujemy w kwestii swojego członkostwa w UE. Że Węgry też – cóż za pocieszenie? Węgry Orbana i tak już jawnie idą na pasku Putina. Tylko retorycznie antyrosyjska polityka PiSu i tak nas wpycha w objęcia tej świętoruskiej karykatury męskości. Pod każdym elementem historyczno-obyczajowej ideologii Putina PiS podpisze się kompletnie. Tyle że Putin jest szefem państwa ciągle jeszcze uważanego za mocarstwo (ale ostatnio jakby już dużo mniej) oraz mocno – fakt – przedawnionym okazem męskiej sprawności, a Kaczyński wprost przeciwnie. Jego państwo trzeszczy w szwach, a genderowa męskość nigdy w nim nie zagościła, choćby na chwilę. Poza tym fizycznie słabnie, co widzą wszyscy w państwie jeszcze resztkowo demokratycznym, a o dolegliwościach Putina świat musi wróżyć jak z fusów. Bo w Rosji już nie ma wolnych mediów. PiS chciał je też wszystkie w Polsce sobie podporządkować, ale się mu nie udało. Tylko dlatego możemy wiedzieć, że Kaczor fizycznie ledwo dycha i że jest najprawdopodobniej kryptogejem.