Roman Spandowski
Jakie jest moje zdanie co do jednej wspólnej listy?
W tej jedno bezwątpienne i najoczywistsze. To nie będą zwyczajne jak gdzie indziej w Europie (no, może poza Węgrami), tylko być albo nie być naszej europejskiej cywilizacji. A tu subtelności pomiędzy tzw. lewicą, tzw. ludowcami czy hołowniczymi (a co to takiego?) obrażają moją inteligencję. Duopol, na temat którego biadoli tzw. lewica, tzw. ludowcy i hołowniczy + chwilowo pozakorytna prawica jeszcze bardziej prawicowa niż zjednoczona prawica, całkiem nieźle się sprawdza w większości cywilizowanych państw Zachodu. Tylko że tam 1) termin „lewica” obsługuje tylko niszowe formacje ludzi autentycznie młodych (bo metrykalnie) lub zastarzałych młodych (casus dość podobny do demencji czy Alzheimera) – one się lubią tak określać, ale ze strony przeciwnej nie spotyka ich festiwal obelg i insynuacji. No cóż, kulturę raczej się dziedziczy po paru pokoleniach. I trudno się jej spodziewać od nuworyszy, którzy jeszcze się nie domyli po wyjściu z obory. 2) termin „prawica” jest poza uzusem politycznym. Wśród ugrupowań w parlamencie europejskim nie ma niczego takiego.
Prawicowość się doszczętnie w Europie skompromitowała może nie tyle po II wś. (bo włoski faszyzm i niemiecki nazizm tego terminu nie używały, wręcz przeciwnie – reklamowały się jako socjalistyczne), co po odejściu w niesławie, czy wręcz hańbie europejskich resztówek po faszyzmie – czyli hiszpańskiego frankizmu, portugalskiego salazaryzmu, czy trochę późniejszego greckiego reżimu czarnych pułkowników. Te się chętnie przyznawały do expressis verbis prawicy. Z faszyzmem, nazizmem, komunizmem łączył ich populizm, a jednocześnie pogardliwe odrzucenie wszystkich zasad ustrojowych, które Europa ostatecznie sformułowała podczas oświecenia – czyli po prostu nowożytnej demokracji. Także etatyzm, stadność, tj. antyindywidualizm, pogarda dla bezinteresownej wiedzy, rytualizacja życia społecznego i konserwatyzm obyczajowy i oczywiście hałaśliwy polityczny manicheizm – kto nie z nami, to nasz śmiertelny wróg. A my to najzdrowsze jądro społeczności. Reszta to zaprzedańcy i zdrajcy – na rzecz kogo? To zależy od okoliczności politycznych. W grę wchodzili i wchodzą: Żydzi (w tej kwestii mają ciągle pierwszeństwo), kapitaliści i burżuje (wiadomo, żydowscy), komuniści (też żydowscy), wrogowie cywilizacji chrześcijańskiej (a propos – co to takiego?), ideologowie gender i LGBT + osobiści nieprzyjaciele świętego i naszego papieża (kto wie, czy też nie Żydzi?), cudzoziemcy, zwłaszcza niebiali i niekoniecznie chrześcijańscy, ludzie LGBT (chociaż podobno ich nie ma, bo to tylko ideologia).
Znaleźliśmy się w sytuacji wręcz eschatologicznej – być albo nie być członkiem cywilizacji zachodniej. Innej i tak nie ma. Zastrzeżenia tzw. programowe PSL (typu: z lewicą nam nie jest po drodze) czy Hołowni (typu: czas skończyć z duopolem, bo potrzebne jest nowe i świeże otwarcie; bądź w nawiązaniu do przedwojennych konfliktów ideowych – rządzą nami dwie trumny, a my żyjemy) można by uważać za śmieszne, gdyby nie były tak śmiertelnie niebezpieczne.
Kosiniak-Kamysz walczy o polityczne przetrwanie, zresztą bez szans. W żadnym obecnym państwie Europy na rynku politycznym nie ma już partii chłopskiej, choć w latach 50-70. w Finlandii była to partia rządząca. Co do Hołowni (coś go nie lubię) – Polsce nie jest potrzebna druga partia liberalna. KO ma dużo większy potencjał, zwłaszcza że ma Tuska, który jest naprawdę oblatanym Europejczykiem. Więc wypowiadanie Tuskowi wojny przez Hołownię, to najoczywistszy samobój dla tych, którzy marzą o tym, żeby PiS nas już doszczętnie nie pogrążył. Chyba że Hołowni chodzi tylko o zaistnienie w parlamencie i zabieganie o polityczno-ekonomiczne awantaże w dotychczasowym układzie. Ale przykład LPR-u, Leppera, Palikota, Kukiza czy Gowina powinien działać jak otrzeźwiający prysznic. Na razie nie działa. Ale nie tracę nadziei.
Powtarzam nie tylko za Tuskiem – październikowe wybory to nasze cywilizacyjne to be or not to be. Tu nie ma niuansów. Po rosyjskiej agresji na Ukrainę Zachód się fantastycznie zjednoczył, czego mało kto się już spodziewał. Więc z zachodnią demokracją nie jest jeszcze tak źle, choć do dyspozycji ma ideologię tak mało nośną w porównaniu z nacjonalizmem i ze znacjonalizowaną dewocją, ksenofobią, rasizmem, antysemityzmem, homofobią, czy wreszcie z wulgarnym populizmem i karczemno-kloacznym chamstwem mediów, niegdyś zwanych publicznymi.
Polska raz już przegrała swoją pozycję w Europie – odwracając się do niej tyłem rzekomo w obronie wyższych wartości. W rezultacie straciła niepodległość, a cywilizacyjnie cały wiek XIX, kiedy nowożytna Europa, a i świat, się ostatecznie konstytuowały. Niestety bez nas.
Czy naprawdę musimy to powtarzać?