Konstytucja 3 Maja była zarówno testamentem konającej na własne życzenie Pierwszej Rzeczypospolitej, jak i przesłaniem dla późniejszych pokoleń Polaków w niewoli. Dlatego czcimy ten rocznicowy dzień. Kwestia w tym, w imię czego jej autorzy decydowali się na ten wręcz przewrót ustroju swej ojczyzny i elit nią rządzących, zmierzających niechybnie ku zagładzie swojego (a wszak i z naszego z obecnego punku widzenia) państwa, i jak mamy to teraz rozumieć. Oraz dlaczego ten dzień mamy święcić państwowo.
Jeśli mamy go czcić jako rozpaczliwą, choć jeszcze pełną nadziei ostateczną próbę ocalenia Rzeczypospolitej (przypominam – już po dwóch jej rozbiorach, które nie wzbudziły protestów ówczesnych warstw rządzących, rozmiłowanych w swych tradycjach tzw. wolnościowych i antyinnowacyjnych, a wspieranych w tym przez hierarchów Kościoła katolickiego od góry do najdolniejszych dołów), to winniśmy sobie boleśnie jako Polacy uświadomić, kim byli ci antypolscy (w mniemaniu ówczesnej tradycyjnej opinii publicznej) twórcy Sejmu Wielkiego oraz jego efektu, czyli Trzeciomajowej Konstytucji.
Dla szlacheckiego elektoratu (to taki ówczesny PiS) miał być to zamach na podstawy polskich tradycyjnych i katolickich wolności w imię złowrogich zachodnioeuropejskich miazmatów. To też przypominam, że tzw. ideologia LGBT nie była jeszcze nikomu znana. Konstytucję 3 Maja potępił ówczesny papież Pius VI, bo uznał ją za wykwit antychrześcijańskiej (teraz polska kościelna hierarchia dodałaby jeszcze – antyeuropejskiej we własnej definicji europejskiej kultury) rewolucji francuskiej. O spadku tejże rewolucji w historii Francji i całej Europy może innym razem. Faktem jest, że wielu prominentnych aktywistów Sejmu Wielkiego, tudzież autorów rzeczonej Konstytucji było zdeklarowanymi masonami. Był nim również ówczesny prymas Polski, sprzyjający reformatorom, a przy tym brat króla (też masona), Michał Poniatowski. Byli nimi też Kołłątaj, Staszic, a później Kościuszko. Taka była ówczesna pronowoczesna fronda w obrębie anachronicznie zakamieniałych w dawno przeminęłej tradycji chrześcijańskich kościołów Europy. Bynajmniej nie tylko katolickiego. W dawniejszych wiekach byłyby to doktrynalne herezje. Ale Europa stopniowo odchodziła (aż wreszcie odeszła) od religijnej interpretacji wszystkiego, co się rozgrywa wewnątrz społeczeństw.
Traktowanie masonów jako antychrześcijańskiej sekty jest co prawda dużo mniej obrzydliwe niż antyjudaizm, który niedługo potem, ale wedle wielowiekowej dotychczasowej logiki miał się przekształcić w całkiem się dobrze u nas wciąż mający – pomimo holokaustu i braku Żydów – antysemityzm, ale dokładnie w tym samym duchu. Bynajmniej nie świętym.
Reakcją na Trzeciomajową Konstytucję, której twórcami i rzecznikami była garstka ówczesnych oświeceniowych reformatorów, była zdrowa odpowiedź tradycjonalistów, którzy chcieli, by Wielka Polska powstała z kolan i ostatecznie zerwała z pedagogiką (zachodnio)europejskiego wstydu na rzecz Wielko-Polskiej dumy narodowej. W efekcie wybrała bezwstyd, a teraz jej nieodrodna córa się bezwstydnie podpisuje pod nieswoimi zasługami.
Ówczesnym wyborem zdrowego trzonu Wielo-Polaków (tak na marginesie – parunastu procent) była gwarantka polskiej antyeuropejskiej anarchii – Katarzyna. Oficjalnie się żaden szlachcic nie zwracał do niej z afektem, choć była kobietą, i to ponoć wtenczas nawet atrakcyjną. Dziś z Putinem będzie niejaki kłopot, bo to samiec alfa, a oficjalni (przynajmniej werbalnie) PiSowscy homofobi tego nie lubią. Chyba że cichcem i poza zasięgiem mediów. To ci będzie orgazm nad orgazmy!
Na koniec przypomnę, że Kościuszkowska insurekcja w Warszawie zaczęła się od rewolucyjno-ludowego sądu nad zdrajcami ojczyzny, czyli targowiczanami, co to również poza zasięgiem ówczesnych mediów się sprzedali. Dopiero podczas procesu wyszło to w pełni na jaw. Wśród owych targowiczan (drodzy koledzy z opozycji, wiem, że tak nas nazywają ludzie tzw. dobrej zmiany, ale znana wszak jest reakcja kieszonkowca w większym zgromadzeniu – sam zaczyna wrzeszczeć: łapaj złodzieja!, by odciągnąć uwagę od siebie). Tak więc pośród wówczas osądzonych i skazanych targowickich zdrajców znalazł się powszechnie znienawidzony biskup inflancki Kossakowski. Został powieszony na warszawskim Rynku Staromiejskim. Miał pecha, bo był z całego episkopatu jedyny wtedy w Warszawie i na dodatek nie zdążył się schować w rosyjskiej ambasadzie. A potem Kościuszko zabronił jakobińskich procesów. A poza tym wręcz nie dopuścił do powstania takiego swego rodzaju IPNu. Gdyby dopuścił, a powstanie nie zakończyłoby się klęską, nie wiem, ile purpuratów z episkopatu by się ostało. I czy rosyjska ambasada byłaby ich w stanie pomieścić jako uciekinierów. A prymas Poniatowski, który zwyczajem kościelnych hierarchów kluczył, zmarł nagle. Niektórzy historycy podejrzewają samobójstwo.
Natomiast w XIX w. kościół katolicki stał się ostoją polskości w zniewolonym i podzielonym między obce potęgi kraju. W tym też ultrakatolicką Austrię, którą wiek przedtem król Sobieski uratował przed Turkami – czy to było konieczne? Z oświeceniowej i masońskiej Konstytucji 3 Maja zrobiono akt dewocyjny. I tak jest ona traktowana oficjalnie do dzisiaj.
Zaiste, trudno być Polakiem na miarę nowych czasów. Zwłaszcza że dla innych narodów europejskich te nowe czasy zaczęły się parę stuleci wcześniej.
Roman Spandowski