Roman Spandowski
Wybrałem się niedawno do miasta, żeby je zobaczyć po długiej przerwie, kiedy tego nie mogłem.
Przystanąłem przed kościołem jezuitów na Starym Mieście i ponownie przeczytałem tablicę przed kościołem Św. Ducha przedstawiającą historią zakonu jezuitów w Toruniu, a tylko przy okazji samego kościoła, pierwotnie luterańskiej świątyni Św. Krzyża. Treść była pozornie rzeczową i niekontrowersyjna. Ale… Gros informacji było tam, jak napisałem, o historii zakonu w Toruniu i jego pono parokrotnym ekspulsowaniu z naszego miasta. W podtekście – przemocą. Było jednokrotne w czasie szwedzkiej okupacji Torunia podczas tzw. potopu. Rada miejska Torunia, miasta w większości luterańskiego poszła na rękę luterańskim Szwedom i zadecydowała o wygnaniu ostatnich dwóch katolickich zakonów, tj. rzeczonych jezuitów i dominikanów. Pal licho dominikanów. Był to jedyny średniowieczny zakon, który się ostał w trzech miastach Prus Królewskich (Gdańsku, Elblągu i Toruniu) po zwycięstwie w nich reformacji. I pomimo że miał być z założenia żebraczym zakonem miejskim, stał się klientem okolicznej polskiej szlachty. Czyli w tych miastach ciałem obcym.

W tych trzech miastach królewsko-pruskich po II pokoju toruńskim (1456 r.) patronat nad ich farami przejął od krzyżaków król Polski. Po zwycięstwie w nich luterańskiej reformacji owe parafie zostały przejęte przez luteran, zgodnie zresztą z wolą ogromnej większości mieszczan. Dopiero pod koniec XVI w. kontrreformacja rękami polskiego króla upomniała się o te kościoły parafialne. Udało się to w Elblągu i Toruniu, gdzie świętojańską farę odgórnie przekazano jezuitom. Był to ewidentny gwałt na zagwarantowanej przez Zygmunta Starego swobodzie wyznawania luterańskiej wersji chrześcijaństwa w tych trzech miastach, które w ramach Królestwa Polskiego miały status mocno autonomiczny, zagwarantowany zresztą II pokojem toruńskim. Notabene taką autonomię miały mieć też całe Prusy Królewskie, ale dość szybko o tym zapomniano. Dalsze losy kościołów parafialnych w tych miastach potoczyły się różnie. Toruńska fara świętojańska i elbląska świętomikołajska zostały zrekatolicyzowane – oba miasto z powodów ekonomicznych miały już dość niewielką siłę przebicia. Ale potężny Gdańsk obronił i kościół mariacki i świętojański na Głównym Mieście i świętokatarzyński na Starym Mieście.

Mówiąc prostacko – polski król mógł Gdańskowi podskoczyć. W efekcie wizytujący Gdańsk polscy królowie – często, bo to była perła w koronie, a ponadto dość chimeryczna – mogli tam uczestniczyć w katolickiej mszy tylko w kościele dominikańskim, jedynej już rzymskiej świątyni w mieście. Dopiero w II poł. XVII w. zbudowano w Gdańsku Kaplicę Królewską.

Toruń był słabszy od Gdańska, a nawet od Elbląga. Był więc coraz bardziej uzależniony od kontrreformacyjnej bigoterii dworu królewskiego oraz okolicznej polskiej szlachty. Luteranie tracili stopniowo swoje kościoły. Po św. Janach odebrano im św. Jakuba, a po tzw. tumulcie toruńskim (1724) ostatni bastion, czyli kościół Panny Marii.
         Notabene tragiczny ten tumult rozpoczął się od ulicznych starć uczniów protestanckiego gimnazjum i jezuickich elewów, ewidentnie sprowokowanych przez tych ostatnich. Summa summarum Toruń musiał ulec katolickiej opresji. Królewski sąd wydał kilka wyroków śmierci, w tym też na prezydenta i burmistrza. Wszystkie te wydarzenia odbiły się szerokim echem w Europie i mocno pogorszyły polityczną reputację i pozycję Rzeczypospolitej.

Długa droga przez mękę toruńskich protestantów o królewską zgodę na wybudowanie nowego obiektu sakralnego, to osobna sprawa i dla strony katolickiej powinna być przedmiotem wstydu. Ale w końcu ten obiekt (piszę obiekt, bo nie miał być on kościołem, tylko miejscem modlitw, i niczym się nie różnić architektonicznie od okolicznej zabudowy mieszkalnej) powstał przy Starym Rynku. Czyli obecny jezuicki kościół akademicki pw. Św. Ducha. Po 1945 r., kiedy po ucieczce ostatnich niemieckich luteran stał się kościołem katolickim, ale nie uszanowano nawet pierwotnego wezwania Św. Krzyża. I bezpowrotnie zniszczono jego wnętrze.

O tym wszystkim jezuicka informacja na przykościelnej tablicy się nie zająknęła. A szkoda. Ekumenizm to chyba ciągle aktualne wyzwanie w gwałtownie się laicyzującym świecie. A uczciwość historyczna winna być chyba absolutnie niekwestionowalna.
Prawda nas wyzwoli – i kto to powiedział?

Udostępnij: