Autor: Roman Spandowski

Wielka Polska, wielka Polska!!! – wykrzykują kibolscy gówniarze, mieniący się polskimi patriotami podczas seansów nienawiści do wszystkich obcych. Niektórzy zwą je marszami niepodległości.
Wielka – w czym? W zwycięstwach militarnych? Jeśli nawet, to w ilu i tak naprawdę istotnych w dziejach naszych i Europy? Do tego wrócę. Ale najprawdziwsze zasługi cywilizacyjne nie jawiły się na polach bitew, ale w uczelniach, w laboratoriach, na placach budów i w warsztatach rzemieślniczych i artystycznych – w rozwoju miast, wsi, przemysłu, wynalazczości na co dzień i na jutro i pojutrze.

W XVII w. mała Holandia stała się światową potęgą, a wielka Rplita karlała. Aż wreszcie zagrzebała się w bagnie. Nikt z zewnątrz nie był temu winien. To był typowy samobój wśród powszechnego samozadowolenia.
W XVII w. największymi miastami Rzplitej były Gdańsk, Toruń i Elbląg. Wszystkie niemieckojęzycznei luterańskie – w katolickiej Rzplitej. Całkowicie legalnie, bo wg przywilejów ostatnich Jagiellonów.
Widocznie już obaj Zygmuntowie nie wyobrazili sobie polskojęzycznej i katolickiej, na dodatek zamożnej Polski bez tych wyjątków. Ale co gorsza, nawet najświetniejszy w tym gronie Gdańsk stał się wkrótce zaledwie faktorią Amsterdamu – już nie miał własnej floty, za to największą w europejskich portach dzielnicę magazynową – Wyspę Spichrzów polskiego zboża – którego ceny dyktowano z zewnątrz. Za pełną zgodą ówczesnej Rzplitej. Bo już nie miała ona żadnej polityki zagranicznej, tak jak potem PiS. Tylko niekiedy smarkate pretensje bez żadnej siły sprawczej – też jak PiS. Stanowczo za dużo tego PiSu w naszej historii.
A co do militariów – Grunwald, największa średniowieczna bitwa polowa – taktyczne zwycięstwo i porażka strategiczna. Zakon przetrwał, choć wg prawideł ówczesnej zachodniej Europy już nie miał szans.
Kolejne wojny ze Szwecją – zwycięska inwazja na Sztokholm, wiktoria pod Kircholmem i pod Oliwą – ale większość Inflant Rzplita straciła.
Zwycięska wojny najpierw Jagiellonów, a potem Batorego z Moskwą, aż wreszcie polska okupacja w 1612 r. moskiewskiego Kremla, ale 30 lat później klęska za klęską.
W 1686 r. król Jan III Sobieski podążył pod Wiedeń, by ratować śmiertelnie zagrożonych Habsburgów. Podążył, dotarł i się walnie przyczynił do zwycięstwa nad Turkami. Oczywiście nie zbawił chrześcijańskiej Europy przed islamskim jarzmem. Ekspedycja Kara Mustafy pod Wiedeń była ostatnim już paroksyzmem gasnącego mocarstwa osmańskiego. Ekstremalne zagrożenie nie znika po pierwszej
klęsce wroga, a tak się stało wtedy. Trwająca jeszcze paręnaście lat po wiktorii wiedeńskiej wojna z Turcją przyniosła zyski tylko Habsburgom. Tym samym, którzy niecałe stulecie później będą uczestniczyć w rozbiorach Rzplitej. Opłacało się im pod |Wiedniem pomagać? Załóżmy, że wtedy Turcy zajęli i złupili Wiedeń. Po czym być może także Pragę i Drezno. Dalej już nie mieli szans. Mielibyśmy o schyłku XVII w. skrajnie osłabioną habsburską Austrię, Saksonię z przetrąconym kręgosłupem (dzięki temu nie mielibyśmy późniejszej unii polsko-saskiej, z której tylko Saksonia czerpała zyski). A i Prusy by sporo postradały. Rzplita by na tym zyskała, ale i tak by to wszystko straciła, bo już od dawna ślepo dążyła ku samozagładzie. Ciągle zadowolona i dumna z siebie.
Jak teraz PiS, a zwłaszcza stadionowi i uliczni bandyci spod znaku Bąkiewicza i jemu podobnych. A przecież można było się wtedy się zachować jak katolicka wszak Francja – pierwsza córa kościoła – i pozostać w neutralności. Polityka to przede wszystkim sztuka skutecznego społecznego działania. Tzw. imponderabilia nie zawsze są nimi naprawdę. Angielskiemu premierowi z I poł. XIX w. Temple’owi
przypisuje się maksymę: „Anglia nie ma wiecznych wartości, tylko wieczne interesy”. W rzeczywistości było to inaczej, ale sens pozostał ten sam. Że to cynizm? Pewnie tak. Ale to Anglia stała się po XVI w. imperium, a Rzplita, która była nim wcześniej, skończyła, jak skończyła.
I wreszcie początek XX w. W 1920 r. udało się Polakom pokonać Rosjan tuż pod Warszawą. Nie uratowaliśmy Europy przed bolszewicką nawałą, bo owi bolszewicy – podobnie jak Turcy w XVII w. – nie byli już w stanie ekspandować dalej. Uratowaliśmy tylko – lub aż – naszą zachodnią niepodległość.
Jak ktoś naprawdę potrzebuje narodowej dumy, to to w pełni winno wystarczyć.
Na początku napisałem, że faktyczne walory cywilizacyjne nie mają nic wspólnego z wojnami i polityką zagraniczną. To codzienna twórcza zapobiegliwość zwykłych ludzi, nauka, wysoka i niższa kultura. A w tym wszystkim powinna uczestniczyć – wedle swych ówczesnych ról – cała społeczność. I nikt nie powinien być z niej systemowo wykluczany – jak pańszczyźniani chłopi w dawnej Rzplitej. Bo to zbrodnicze marnotrawstwo społecznego potencjału, a poza tym moralna hańba.
Wiem, co to są narodowe kompleksy. Jako Polak mam je też. Ale nie zwalam win na wraże i obce siły, bo wiem, że polityka to gra interesów. I nie cierpię lamentów nad własnym narodowym pechem. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Więc dbajmy o swoją pościel. I nigdy już PiSu ani PiSoidów u władzy. Bo grozi nam dublet targowicy.

Udostępnij: