Autor: Roman Spandowski
W ciągnącym się światopoglądowym dyskursie na temat obyczajowości – tu i teraz – ze strony tzw. prawicowej stale padają argumenty o bezdyskusyjnej pierwotności prawa tzw. boskiego nad doraźnym ludzkim. Bezdyskusyjność to kapitulacja intelektualna wynikająca bądź z fanatyzmu ideologicznego, bądź z lenistwa myślowego. Bo jak naukowo zdefiniować owo boskie prawo poza religią? Się nie da. Bo religia jest poza nauką. A w ciągnącym się od wieków sporze o ontologiczne uniwersalia chcę i muszę się trzymać nauki. Bo przynajmniej tam jest się czego trzymać, nie urażając swej inteligencji. Renesans nas nauczył, że człowiek jest miarą wszystkiego. Nawet w całym jego wewnętrznym i zewnętrznym poplątaniu. Oświecenie nas w tym umocniło – ze wskazaniem na to, że uwarunkowania wszystkiego w nas i w w całym świecie wokół nas należy rozpatrywać naukowo, bo nauka jest wiarygodniejsza niż religijne instrukcje zapisane przed wiekami przez ludzi i ludziom obecnym mało zrozumiałe. A obecna już nauka dysponuje wreszcie takim paradygmatem, że jej dotychczasowe osiągnięcia nie tylko wystarczą w
dalszych badaniach, ale przewidują też nowe horyzonty tychże badań. Bez ortodoksji trzymania się dotychczasowych aksjomatów. Po prostu poznanie jest nieograniczone i ciągle otwarte na następne koncepcje, choćby nawet najbardziej rewolucyjne. Przy obecnym stanie nauki nikt już nie mógłby obstawać przy geocentryzmie czy literalnej interpretacji historii świata i życia wg Księgi Rodzaju Biblii. To dlaczego w kwestii obyczajowości ciągle się odwołujemy do Biblii jako do najwyższego autorytetu, skoro jej kosmo- i antropogonia padły jak długie? Weźmy na warsztat biblijny dekalog. Skądinąd wspólny wszystkim znanym cywilizacjom. I przez żadną konsekwentnie nierealizowany. Pomińmy trzy pierwsze przykazania – stricte kultowe, a więc nieuniwersalne. Które z następnych wybija się na plan pierwszy? Przecież nie „nie zabijaj”, skoro uświęcono wojnę. Przy okazji też karę śmierci. A w planie eschatologicznym piekło bez łaski.
Miłosiernym milczeniem pominę też cześć ku rodzicom, wstręt do zawłaszczania cudzego mienia oraz do kłamstwa. Bo bez na nich gwałtu trudno by było sobie wyobrazić współczesną cywilizację. Pozostaje przykazanie szóste i dziewiąte. Już pierwsze z nich brzmi groteskowo we współczesnych realiach, a drugie to wręcz smakowity temat do radykalnie antyreligijnego kabaretu. Więc je przypomnę w
oryginalnej wersji.
Najpierw 6. przykazanie – „Nie będziesz cudzołożył” (Księga Wyjścia 20/14, Księga Powtórzonego Prawa 5/17). Plus komentarz z NT – „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swym sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (ewangelia Mateusza 5/27-28). Do kogo jest skierowane owo przykazanie?
Do wszystkich wiernych? Nie, tylko do heteroseksualnych facetów. Nie ma tu kobiet, bo to oczywista. Kobieta wszak, jak się wyraził niedawno Korwin-Mikke, to tylko element dorobku mężczyzny. Poza tym – to już wprost z Biblii – kobieta to wieczna grzesznica i kusicielka, ze swojej natury znieprawiająca mężczyzn, którzy z kolei ze swojej natury są mniej winni albo w ogóle niewinni. Jak z Ewą i Adamem.
Wśród adresatów tego przykazania nie ma też ludzi LGBT. Co było wtedy tym bardziej zrozumiałe, bo to w ogóle nie byli ludzie. Tylko pomiot szatana lub ideologia, też z diabelskiego nasienia. Niektórzy i teraz tak uważają. Że to tylko ideologia. Ale cywilizowana norma teraz jest już inna. Oraz przestrzegana w
instytucjonalnie ucywilizowanych krajach. Tylko czemu w krajach jeszcze nie takich ciągle normą mają być przepisy rodem z patriarchalnych nomadycznych społeczności wczesnego neolitu?
Teraz 9. przykazanie, najpierw w oryginalnej i rozbudowanej wersji wraz z 10., dopiero potem wydzielonym – „Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani wołu jego, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do twego bliźniego” (Księga Wyjścia 20/17). Kobieta została postawiona wśród całego dorobku naczelnika stada i plemienia – na równi z niewolnikami, bydłem i martwym instrumentarium. Jak później u Rzymian – gdzie moce produkcyjne dzielono na instrumenta vocalia (niewolników), instrumenta semivocalia (bydło) oraz instrumenta muta (przedmioty). Wiemy, że niewolnice patriarchów w ST rodziły legalnych potomków tychże patriarchów lub nielegalnych. Wg obowiązującej chrześcijaństwo wykładni ST potomkowie z niewolnic Jakuba są w pełni legitymistycznymi naszymi patriarchami, a pierwszy potomek patriarchy Abrahama z niewolnicą swojej żony Hagar – tj. Izmael – musiał ustąpić pierwszeństwa drugorodnemu bratu Izaakowi. Żadne katechetyczne akrobacje myślowe nie przekonają mię do jakiejkolwiek aktualności owych wydarzeń. Bo niby dlaczego mam uznawać, że Abraham, odprawiając na pustynię Hagar z Izmaelem, miał rację wg ST lub jej nie miał wg Koranu, dla którego Izmael miał być przodkiem wszystkich Arabów i zapowiedzią przyszłych triumfów islamu?
Wszelka obyczajowość zawsze wynikała z aktualnego stanu wartości wewnątrz danej społeczności. A doktryny religijne tylko temu przyklaskiwały. Ale społeczności wraz ze swymi wartościami się zmieniały – ewolucyjnie lub rewolucyjnie. I trwa to nadal. Można, a nawet trzeba o tym mówić, ale nie z pozycji profetycznych. Obrona anachronicznych okopów Św. Trójcy nigdy się nie udała. Analizowanie treści wierzeń czyichkolwiek, ale zwłaszcza ludzi okołośródziemnomorskich, jest zawsze
fantastyczną przygodą intelektualną. Ale najbardziej wtedy, gdy się ten lub inny obiekt tych wierzeń zderza z religijnymi aktualiami.
Obraza uczuć religijnych?! Przed sąd! A najlepiej od razu na stos! To gorzka ironia. Ale w Polsce do niedawna całkiem realna groźba. Lecz chcę żyć w kraju rodem z renesansu i oświecenia. Dobrze też wiem, że nie ja jeden.